Internetowa czytelnia dobrym miejscem na Twój debiut literacki

Skocz do treści
Ustawienia kontrasu:

Anna Stryjewska: „Mistrzowie życia” — odcinek 7.  | pobierz free-booka » free-book ikona

2. Rozbudzeni o świcie

Paliła papierosa jednego za drugim, nie zważając na śpiące w łóżeczku niemowlę. Miotała się przy tym nerwowo po pokoju raz zatrzymując się przy oknie, raz przy dziecku. Weronika — jej córeczka — kończyła właśnie trzy miesiące. Nieświadoma emocjonalnych problemów własnej matki, spała sobie spokojnie, oddychała równo, ssąc zachłannie kciuka prawej rączki. Miała przy tym zaróżowione słodko policzki, ciemne, poskręcane w spiralki włosy, zadarty po mamie nos oraz wydatne, wykrojone jak z kartki papieru usteczka. Była śliczna i taka bezbronna.

Natalia patrzyła jednak na córkę obojętnie, niejako z żalem i złością. — Cóż to dziecko było winne? — przemawiały do niej niekiedy resztki zdrowego rozsądku. Czy to ono w końcu było odpowiedzialne za to, że zjawiło się na tym świecie całkiem nie w porę? Ale potem, znów gniewną falą wracała do niej złość. — To niesprawiedliwe! — krzyczała w duchu. Dlaczego musiało przytrafić się to właśnie jej? Inne przecież też to robiły i robią nadal, chwaląc się przy tym na lewo i prawo i nie zachodzą od razu w ciążę!?

Miała pretensje do Grzegorza, który przecież mógł pomyśleć zanim… no właśnie… I co teraz? Ta wpadka pokrzyżowała wszystkie jej dotychczasowe plany, ograniczyła jej możliwości, a nawet odcięła ją od tak wspaniale rysującej się przyszłości. Znienawidziła za to męża jeszcze bardziej.

Do błogosławionego stanu przyznała się rodzicom dopiero pod koniec trzeciego miesiąca. Na początku nie wiedziała, co ma robić: była przerażona i zagubiona. Ale kiedy w końcu zdała sobie z tego sprawę, że wkrótce prawda sama wyjdzie na jaw, postanowiła powiedzieć im o tym sama. Tak jej też doradziła Agnieszka, która nieustannie wspierała ją na duchu. Rodzice jakoś przełknęli tę wiadomość, choć ojciec nie krył zawodu. Miał wobec niej inne plany, a tymczasem nic nie ułożyło się po jego myśli.

Grzegorz był początkowo zaskoczony. Jadł właśnie drugie śniadanie i omal nie udławił się kawałkiem kiełbasy. Szybko się jednak pozbierał i zaledwie w trzy dni później przyjechał w nowiutkim garniturze, z bukietem czerwonych róż i złotym pierścionkiem zaręczynowym. W zasadzie przywiózł dwa pierścionki, ponieważ — jak uzasadnił — nie mógł się sam zdecydować, który wybrać.

— Wybierz, który ci się bardziej podoba — szepnął jej dyskretnie do ucha.

— A nie jestem warta dwóch? — wypaliła od razu.

Tym sposobem, stała się właścicielką obu. Założyła je sobie zaraz na palce i przez cały wieczór trzymała dłonie na kolanach, eksponując tym samym pokaźny turkus w misternie plecionym koszyczku oraz owalny, niemal na pół palca, piasek pustyni.

Grzegorz obiecał rodzicom, a przyszłym teściom, że ich córka (jak tylko dziecko się odchowa) skończy liceum i będzie kontynuować naukę. Trochę ta uroczysta deklaracja uspokoiła Wolskich, aczkolwiek w ich radosne, niezmącone dotąd niczym życie wkradła się niepewność jutra. Ale najważniejsze, że miało się urodzić dziecko: ich pierwszy wnuk, bądź wnuczka. I ta świadomość przysłoniła im niedobre myśli i rozczarowanie. Postanowili urządzić córce huczne weselisko. Dokładnie takie, jakie planowali w odpowiednim czasie. Wystarczająco odpowiednie, aby rozprawiano o nim jeszcze bardzo długo.

Po ślubie młodzi zamieszkali z nimi. Ich dom był na tyle duży, aby stworzyć w nim warunki dla nowej rodziny. Tak więc Natalia miała czas na przygotowanie się do nowej roli — roli matki. Była przecież pod właściwą opieką i tak naprawdę nie musiała się o nic martwić, zwłaszcza o pieniądze, o rachunki, ani o przysłowiową miskę zupy. Ale ona nie tak wyobrażała sobie swoje najlepsze młodzieńcze lata. Miała je zmarnować, wręcz zaprzepaścić, piorąc jakieś zasrane pieluchy, gotując papki, zupki i obiadki dla mężusia wracającego z pracy? Czuła się, jakby wpadła w zastawioną przez fatalny los pułapkę. Jej myśli krążyły teraz wokół tego, jak się z niej wydostać, jak oszukać wredne fatum i przechytrzyć je, aby wreszcie los zechciał jej sprzyjać.

 

 

 

Znów zatrzymała się przy oknie, za którym świat roztaczał się kuszącą, niekończącą się niwą. Chciwie ogarniała wzrokiem wszystko, co było po drugiej stronie szyby. Już widziała siebie biegnącą senną ulicą, słyszała stukot obcasów uderzających miarowo o asfalt… Zamknęła oczy, zacisnęła zęby, bo od tęsknoty aż paliło ją w gardle, a myśli kłębiły się jak w jakimś pijackim amoku.

Tylko dzisiaj… tylko ten jeden jedyny raz… kolejna okazja może się już nie trafić… Tak długo czekała na ten telefon… Aż zadzwonił. Myślała, że śni słysząc jego głos. Ale to nie był sen. Zaproponował jej nawet spotkanie! Miałaby teraz zrezygnować? O nie! Sytuacja jej sprzyjała.

Grzegorz grał akurat ze swoją kapelą na weselu. Wróci dopiero nad ranem… wystarczy więc poprosić mamę, wystarczy coś wymyślić. Jakieś malutkie kłamstewko. Nie pierwsze, nie ostatnie. Tylko jakie?

Wybiegła z pokoju jak huragan. Mamę zastała w kuchni szorującą zlew.

— Dzwoniła Dorota… chciała, żebym wpadła do niej na dwie godzinki… przypilnujesz, mamo, Weroniki?

Katarzyna w odpowiedzi zerknęła tylko przez ramię i uśmiechnęła się lekko, nie wyczuwając oszustwa.

— Idź! — powiedziała. — Tylko nie wróć zbyt późno!

Kryjący w sobie wiele tajemnic, dziki, zapomniany, a w dodatku, oddalony od miasta cmentarz wojenny z okresu pierwszej wojny światowej wydawał się idealnym miejscem na potajemne spotkanie. Natalia miała przynajmniej pewność, że nikt ich tam nie nakryje, na nikogo się nie natknie, chyba że na tak samo skrywającą się przed ludźmi, szukającą miłości, parę. Ale tak naprawdę, niewiele ją to obchodziło. Była gotowa zrobić znacznie więcej, wystarczyło tylko jedno jego słowo…

Dotarła tam, jadąc dwa przystanki tramwajem, potem jeszcze biegła kilka minut, mijając wzniesioną na niewielkim wzgórzu stację benzynową. Dostrzegła go już z daleka. Stał u wejścia zapadającej się bramy i palił krótkimi ruchami papierosa. Czerwony, błyszczący punkcik odbijał się i ginął na tle zapadającego szybko zmierzchu.

— Po co dzwoniłeś? — zapytała naiwnie.

— A jak myślisz?

— Wiesz, że tęskniłam… Wiesz, co się stało?

— Wiem, ja też tęskniłem, Nat — odparł szeptem, rzucając pod nogi niedopałek. — Chodź ze mną!

Minęli szczątki bramy i ruszyli w górę wytartą, wąską ścieżką pomiędzy sędziwymi drzewami, oplecionymi bluszczem. Gdzieniegdzie wystawały z ziemi szare, połamane nagrobki, których kontur rozmazywał się w zapadającej, z każdą chwilą coraz bardziej, ciemności. Otuliła ich drżąca, niecierpliwa cisza, przerywana jedynie stłumionym echem przejeżdżających w dole aut, bądź krzykiem spłoszonego ptaka.

Nagle, Sebastian zatrzymał się. Nie musiał nic mówić. Wtopiła swoje spragnione ciało w jego ramiona, oddając się bez reszty silnej, gwałtownej namiętności.

— Już zapomniałem, jak słodko smakujesz… jak cudownie! — jęknął.

— Ach, Seb! Ach, Seb! — krzyczała z rozkoszy.

Pierwszy głód zaspokoili szybko. Leżeli potem na wilgotnej trawie, nasłuchując szumu wiatru bawiącego się w koronach drzew.

— Nie boisz się? — spytał, gdy nad ich głowami załopotały ciężkie skrzydła. — Krążyły pogłoski, że to miejsce było siedzibą sekty satanistów…

— Żartujesz? — rzuciła kpiąco. — Wierzysz w te bzdury?

— Czemu nie?

— Przy tobie nie boję się niczego, gdyby był tu Grzegorz, pewnie drżałabym jak osika!

— Schlebiasz mi.

Ścisnęła jego rękę, aż poczuł ból.

— Seb, dlaczego?

— Co, Nat?

— Dlaczego nie możemy być razem? Weronika powinna być twoją córką, a ty moim mężem… przecież tak mogło się stać, jesteśmy dla siebie stworzeni!

Milczał chwilę, nie wiedząc, co powiedzieć. Potem, chciał ją do siebie przytulić, ale odepchnęła go ze złością.

— Dlaczego mnie zostawiłeś? — krzyknęła mu prosto w twarz. — Dłużej już tego nie zniosę!

— Czego, Nat? — spytał naiwnie.

— Jak to? Nie wiesz? Mam już dość udawania, odgrywania roli kochającej żony, wzorowej matki! Duszę się! Nienawidzę, gdy mnie dotyka, gdy chce się ze mną kochać! Czy ty to, do diabła, rozumiesz?

— Rozumiem… ale uspokój się. Niczego przecież nie zmienisz… To twój mąż, myślałem nawet, że go kochasz… jest przecież fajnym gościem, gra w kapeli…

— Ty, draniu! Jak możesz? Myślisz, że byłabym tutaj, gdyby tak było?

— No, nie wiem…

Rozpłakała się.

— Ty mnie nie kochasz, Seb, nigdy nie kochałeś! Inaczej, nie odszedłbyś ode mnie. A ja, głupia, myślałam…

— Kocham cię, Nat… jesteś cudowna i słodka… ale to przecież nie jest takie proste. Ty masz już rodzinę, a ja… nie jestem dobrym materiałem na męża… Zasługujesz na kogoś lepszego, zrozum…

— Co za banał! Rzygać mi się chce!

— Ale to prawda. Masz dziecko, któremu musisz poświęcić czas…

— Poświęcenie! Jakże nienawidzę tego słowa!

Roześmiała się. Najpierw cicho, pogardliwie, a potem coraz głośniej, kryjąc w tym odruchu rozpacz, wściekłość i bezsilność.

Chciał coś dodać, ale ona zakryła dłonią jego usta.

— Nic już nie mów! Lepiej czasami milczeć! Kochaj mnie mocno, jakbyś to robił ostatni raz! Tylko tyle zrób dla mnie i nic już, do cholery, nie mów!

 

 

 

Panią Joannę musiało zaskoczyć nagłe wtargnięcie syna do pokoju, bo zerwała się gwałtownie z kanapy, na której siedział — w dość bliskiej odległości — szpakowaty mężczyzna w błękitnym, kaszmirowym swetrze.

— Myślałam, że pojechałeś na budowę — powiedziała wyraźnie zmieszana.

— Już byłem — odparł jakoś markotnie. — Prace są prawie na ukończeniu…

— To chyba dobrze? — spytała przyglądając mu się badawczo.

— Tak sobie — wymamrotał półgębkiem, spoglądając nieufnie w stronę gościa.

— To jest właśnie Ewaryst! — zakomunikowała, czerwieniąc się przy tym jak nastolatka.

Mężczyzna wstał, uśmiechnął się do niego szczerymi oczami i wyciągnął jednocześnie ciężką, spracowaną dłoń.

— Ty jesteś zapewne Sebastian? Wiele dobrego słyszałem na twój temat.

— Tak? Jak miło… — odparł chłopak niechętnie, potem opadł na kanapę, machinalnie przeszukując kieszenie.

— Jest obiad, zjesz? — zapytała Joanna, czując w powietrzu niezręczną ciszę.

— Dziękuję, nie jestem głodny… może później — dodał szybko, łapiąc kątem oka zatroskany wzrok matki.

Wreszcie dotarł do paczki papierosów, wyjął ją ze spodni, po czym skierował w stronę gościa.

— Pali pan?

— Rzuciłem jakieś dwa lata temu, na szczęście…

— Ach, w takim razie sam sobie zapalę.

Nigdy nie zastanawiał się, jak powinien wyglądać mężczyzna po czterdziestce, ale też nie myślał, że można w tym wieku wyglądać jeszcze tak dobrze. Nie dość, że ubrany z niewymuszoną elegancją, to na dodatek przystojny, emanujący jakąś wewnętrzną siłą i spokojem. Ujmujące spojrzenie Richarda Gere, te same kości policzkowe i gęste, dobrze ostrzyżone włosy, siwe na skroniach. — Niebezpieczny typ — analizował Sebastian. Podstarzały playboy? Żigolak? Macho? Żadne z tych pogardliwych określeń do niego nie pasowało. Zbyt dużo było w nim wewnętrznego ciepła. Ale jednak… nie ufał mu. — A może matrymonialny oszust? Mam cię! — zawołał triumfalnie w myślach. — To, co widać, to tylko otoczka, pod którą kryje się bezwzględny, wyrachowany drań. Mamo, jak mogłaś się w nim zakochać? — teraz dopiero dostrzegł coś, czego nie widział wcześniej. Bystrość i koncentrację w jego szarozielonych oczach. A więc jednak…

— Chciałeś coś powiedzieć, synku? Zacząłeś mówić o szwalni… — wtrąciła Joanna, wracając z kuchni i niosąc na tacy trzy szklanki herbaty oraz ciasteczka.

— Nie wiem, czy to właściwy moment na taką rozmowę — odparł sucho i spojrzał wymownie w kierunku Ewarysta.

— Nie musisz się krępować synku, Ewaryst wie o naszym przedsięwzięciu, proponował nam nawet pomoc. Jest nam w stanie udzielić pożyczki, jeśli uznasz to za konieczne. Kilka dni temu wspominałeś coś o kredycie!

— Czyżby? — rzucił Sebastian, zalewając się jednocześnie falą dzikiego gniewu. — Jak mogłaś mamo mu tak zaufać? — spytał bez słów i spojrzał jej z wyrzutem w oczy. W lot pojęła, co miał na myśli, bo spojrzała, jakby chciała powiedzieć: — Nie rób mi tego, synku, proszę… zaufaj mu! — Nie miał zamiaru. Połknął dym z papierosa i zapytał obcesowo.

— A więc, czym się pan aktualnie zajmuje?

Ewaryst uśmiechnął się pobłażliwie. Joanna pośpieszyła z odpowiedzią.

— Prowadzi dobrze prosperującą masarnię, synku.

A potem dodała wesoło.

— Od miesięcy zaopatruje nas w najlepsze gatunki wędlin, ale ty jesteś tak zabiegany, że niczego nie dostrzegasz!

— Masarnia? — prychnął Sebastian. — Raczej niezbyt wdzięczne zajęcie!

— Rzecz gustu — odparł mężczyzna, uśmiechając się w dalszym ciągu. — Najważniejsze, że jak na dzisiejsze czasy bardzo opłacalne.

Potem, z tym samym spokojem i tym samym pobłażliwym uśmiechem, zajrzał Sebastianowi w oczy.

— Ludzie jedli i będą jeść, jak świat światem — ujął filozoficznie.

— A jeśli przejdą na wegetarianizm? — odciął chłopak. — Taki trend, ostatnio, staje się nawet bardzo modny — dodał ciesząc się w duchu, że znowu mu dowalił.

Twarz Ewarysta nie drgnęła, nie znalazł w niej iskierki złości, wahania, czy czegoś podobnego. Widać było natomiast, że ten facet znał się na rzeczy. Rzeczowy i konkretny. I nic nie było w stanie ruszyć tej góry pewności, rozwagi i zdecydowania.

— No cóż… widzę mój drogi chłopcze, że za wszelką cenę próbujesz mnie dzisiaj znokautować. Myślę, że rozmowy o interesach, a tym bardziej o pieniądzach, byłyby teraz nie na miejscu.

Poruszył się i wstał. Ujął drobną dłoń Joanny i odcisnął na niej swoje wargi. Spojrzał jednocześnie w jej przejęte, zlęknione oczy, jakby chciał powiedzieć: — Nie przejmuj się, wszystko się z czasem ułoży… — Potem zaś, całkiem po męsku, uścisnął rękę Sebastiana, podziękował za gościnę i wyszedł.

cdn.

1

© Copyright by Anna Stryjewska, 2009


Z TEJ KSIĄŻKI


Możesz zamówić książkę w naszej księgarni lub kupić w siedzibie wydawnictwa

Newsletter

ADS

Polecane książki

KSIĄŻKI `e media`

„Kanaryjskie smaki”. Zamów tę książkę w naszej księgarni


KSIĄŻKI
GRUPY HELION

[ powrót ] | [ góra ]

Na tej stronie wykorzystujemy ciasteczka (ang. cookies), dzięki którym nasz serwis może działać lepiej. W każdej chwili możesz wyłączyć ten mechanizm w ustawieniach swojej przeglądarki. Korzystanie z naszego serwisu bez zmiany ustawień dotyczących cookies, umieszcza je w pamięci Twojego urządzenia. Więcej informacji na temat plików cookies znajdziesz pod adresem http://wszystkoociasteczkach.pl/ lub w sekcji `Pomoc` w menu przeglądarki internetowej orologi replica.