Internetowa czytelnia dobrym miejscem na Twój debiut literacki

Skocz do treści
Ustawienia kontrasu:

Anna Stryjewska: „Mistrzowie życia” — odcinek 8.  | pobierz free-booka » free-book ikona

— Masz szczególny sposób okazywania wdzięczności! — Joanna nie kryła rozczarowania zachowaniem syna. — Czego ty chcesz? — ciągnęła z wyrzutem. — Człowiek proponuje ci bezinteresowną pomoc, miałeś okazję pchnąć nasze interesy do przodu i to za darmo, a nie za cenę lichwiarskich odsetek, jakie proponuje bank! Co się z tobą dzieje? Wytłumacz mi to!

— Mamo, a kto to właściwie jest ten Ewaryst? Na ile dobrze go znasz, że tak mu zaufałaś? Gdzie twój zdrowy rozsądek? To przecież zwykły, matrymonialny oszust! A ty dałaś się tak omamić, że aż wstyd! Jaką masz gwarancję, że ten twój Don Juan nie zechce nas okraść? Skąd ty w ogóle go wzięłaś? Nie potrzebuję jego pomocy, obejdzie się!

— Znam Ewarysta lepiej, niż ci się wydaje! — odparła twardo. — To porządny, uczciwy człowiek i wiem… czuję to, że mogę mu tak po prostu zaufać… Możesz nie korzystać z jego pomocy, ale nie pozwolę ci stawać na drodze do naszego szczęścia. Radzę ci, zaakceptuj go, jeśli chcesz, aby twoja matka przeżyła jeszcze coś pięknego…

Jej głos, choć stanowczy, łamał się za każdym wypowiedzianym słowem, zupełnie jakby bała się, że za chwilę straci coś bezpowrotnie.

— Mamo, tylko nie płacz! Ja wiem, że z twojego punktu widzenia wszystko wygląda inaczej, jesteś zaangażowana uczuciowo, ale przypomnij sobie ojca, jemu też wierzyłaś bezgranicznie!

— Ewaryst jest inny… — załkała.

— Jasne! Każdy mężczyzna, który choć trochę różni się od ojca, w twoich oczach uchodzi teraz za ideał… Musisz, mamo, nabrać większego dystansu, inaczej…

— Nieprawda! — zaprotestowała. — Mylisz się!

Przemknęła przez pokój jak huragan, zawadzając o szklany wazon, który rozpadł się z hukiem na drobne kawałeczki. Nie zwróciła na to większej uwagi, patrzyła na syna z przejęciem i niedowierzaniem.

— Obserwuję cię od dłuższego czasu… Owszem, jesteś pracowity, ambitny, jest w tobie charyzma i upór, ale na Boga, synku! Gdzie są twoje uczucia? Wrażliwość i zdolność do empatii? Czym jest w końcu świat bez miłości, przyjaźni, zaufania? Czy pieniądze i zdobyte cele zastąpią ci to wszystko? Bo ja obawiam się, że już zdominowały twoje życie… odsunąłeś się od dawnych kolegów, nie masz stałej dziewczyny, którą obdarzyłbyś zwykłym, prostym uczuciem. Cóż ci przyniosą te przelotne, nic nie znaczące związki? Do czego doprowadzi cię chorobliwa wręcz podejrzliwość i brak wiary w drugiego człowieka? Patrzysz na życie przez pryzmat zysków i strat, jakbyś zapomniał, czym ono jest naprawdę! Na Boga, synku! Opamiętaj się!

Po tych słowach, a raczej rozpaczliwym monologu, wybiegła z pokoju i zamknęła się w sypialni, mając nadzieję, że choć trochę przekonała syna.

Tymczasem Sebastian włączył telewizor i zaczął bezmyślnie przerzucać kanały. — Niepoprawna romantyczka! — westchnął w myślach. — W dodatku taka słaba i naiwna… szkoda gadać!

 

 

 

Już z daleka dostrzegł oświetloną południową ścianę domu. Odruchowo zerknął na deskę rozdzielczą, gdzie zegar wskazywał drugą z minutami. Nie przypuszczał, że jest już tak późno. Tyle się wydarzyło… już na samą myśl robiło mu się gorąco. Urodziny Moniki. Przygotowania, zakupy, aż wreszcie skromna imprezka, na którą zaprosiła wąskie grono znajomych: kilka koleżanek, niektóre przyszły w towarzystwie chłopaków. Nie mógł się nadziwić, z jaką łatwością radziła sobie z przygotowaniem stołu, potraw, z porządkowaniem. Był pod wrażeniem jej zaradności. A potem, nie mógł oderwać od niej oczu. Wyglądała ślicznie w rozpuszczonych włosach i czarnej sukience mini. Nie wiedział, że ma tak zgrabne nogi, a zresztą… czy mogło chodzić tylko o nogi, gdy w środku buzowało w nim jak w rozgrzanym do czerwoności palenisku? Mogłaby mieć dwa razy grubsze łydki a i tak ten fakt nie mógł wpłynąć na rozmiar jego bezgranicznego uczucia. Bo czyż można kochać kogoś tylko za nogi, czy biust? Bzdura!

Dopiero gdy wyszli ostatni goście, zdecydował się na wręczenie jej prezentu w postaci flakonu oryginalnych perfum, zakupionych od przemytnika na warszawskiej Skrze. Pięćdziesiąt mililitrów szaleństwa, zmysłowości zmieszanych z nutą orientu, szczyptą owoców tropikalnych i piżma.

— Zawsze o takich marzyłam! Skąd wiedziałeś?

Nieśmiało odpakowała butelkę, zdejmując niezdarnie korek.

— Są cudne! — szepnęła, spryskując przegub ręki.

— Ale i tak w niczym ci nie dorównują, Moniś!

W odpowiedzi wlepiła w niego wielkie, maślane oczy, jakby chciała coś powiedzieć, ale się bała.

— Moniś… — zaczął nieśmiało, prawie czerwieniąc się od natłoku myśli.

Na szczęście półmrok rozłożył swe uwodzicielskie skrzydła, wachlując lekko i filtrując gęste do granic możliwości powietrze.

— Co, Michał?

Musnęła wargami jego policzek, a rzęsy załopotały zalotnie.

— Czy ty chcesz tego samego co ja?

Wyrzucił to z siebie, a potem zawstydził się własnych słów. Ale było już za późno, by je cofnąć, czekał więc, a każda następna sekunda wydawała mu się wiecznością. I co ona sobie teraz o nim pomyśli, że jest zwykłym samcem, któremu zależy tylko na jednym.

— Tak, Michał… chcę…

Nie mógł w to uwierzyć. Czy to sen? Czuł, jak trzymane dotąd na wodzy emocje, nagle wyrywają się spod wszelkiej kontroli. Nic już nie widział, może jedynie fragment zasłoniętego okna, może część złożonej wersalki, skrawek dywanu pod ich stopami… ale wiedział, że ta chwila należy już tylko do niego.

 

 

 

Kolejny raz przeszył Michała dreszcz rozkoszy na wspomnienie tamtej chwili. Bliskość, o której marzył od tak dawna, która połączyła ich w jedno ciało, sprawiła, że poczuł się wolny i silny jak jeszcze nigdy dotąd. A przy tym taki szczęśliwy…

To nie znaczy, że wcześniej nie miał kobiet. Miał, ale były to raczej doświadczenia, mające na celu zaspokojenie jego ciekawości, czasem podszyte chwilową fascynacją. Żadna z tych dziewczyn nie znaczyła dla niego tyle, co Monika. Ona była tylko jedna. I nic nie było w stanie tego zmienić. Jeszcze raz wrócił myślami do pokoju, gdzie jego ukochana przestała być dziewicą. I znów dreszcz przeszył mu plecy, jakby ktoś wrzucił mu za koszulę kopiec mrówek.

Teraz jednak rzeczywistość jawiła się zamkniętą bramą i oświetlonymi oknami, co nie wróżyło niczego dobrego. Po krótkiej chwili mocowania się z zasuwą, udało mu się wjechać na teren podwórka i zaparkować obok garażu. Miejsce w środku było zajęte przez samochód ojca, toyotę corollę, nowiutką spod igły, połyskującą srebrnym metalikiem. Może kiedyś tata pozwoli mu się nią przejechać?

— Michał, to ty? Jak dobrze, że jesteś!

— Mamo, stało się coś?

— Weronika gorączkuje od kilku godzin, a Natalia znów zniknęła!

— Był lekarz?

— Tak, był. Powiedział, że to nic groźnego… ząbkuje jak każde dziecko w tym okresie, ale przy tym jest taka niespokojna! Natalia już powinna być, wyszła jak tylko Grzegorz pojechał grać. Obiecywała, że wróci za najdalej dwie godziny. Co się dzieje z tą dziewczyną? Ja już nie mam siły!

— Nie martw się, mamo, znajdę ją… zapytam tu i ówdzie… Może jest u Agi?

— Dziękuję, synku — jęknęła z wyraźną ulgą. — Co ja bym bez ciebie zrobiła? Tylko niech to zostanie między nami. Dajmy jej jeszcze jedną szansę…

— No jasne, mamo!

Odwrócił się na pięcie i, zeskakując co dwa stopnie, pobiegł do auta.

Agnieszka powitała Michała zdziwionymi, zaspanymi oczami. Widocznie poczuła się zakłopotana, bo mechanicznie przeczesała włosy, zapinając prawie jednocześnie ostatni guzik bawełnianej koszuli.

— Przepraszam, że nachodzę cię o tej porze, ale sprawa dotyczy Natalii, a właściwie jej ostatnio częstego znikania. Wiesz może coś o tym?

— Wejdź, nie stój tak w korytarzu!

Wsunął się przez lekko uchylone drzwi i usiadł na drewnianej szafce w przedpokoju.

— Nie ma jej w domu od kilku godzin, Weronika gorączkuje, mama się martwi… — mówił nieskładnie.

Aga przyglądała mu się ze współczuciem.

— Kiedyś, wiedziałyśmy o sobie niemal wszystko, ale ostatnio… wiesz przecież… Natalia zrobiła się jakaś dziwna… Nie potrafię jej już zrozumieć, nasze drogi trochę się rozeszły… Ostatnim razem wspominała coś o knajpie na Gościnnej… może tam ją znajdziesz? Chciałabym jakoś pomóc, ale niewiele wiem.

— Na Gościnnej — powtórzył z nadzieją w głosie. — Dzięki, Aga, przepraszam za nalot!

— Nie ma sprawy… dla ciebie wszystko — dodała za jego plecami, ale on już tych słów nie dosłyszał.

Na Gościnnej nie było siostry, nie znalazł jej też w „Turkusie”, „Magnolii” i innych miejscowych lokalach.

— Przykro mi, mamo, robiłem co mogłem… myślę, że ona niedługo sama wróci…

Katarzyna zachwiała się i oparła o ścianę, łapiąc głęboki oddech.

— Mam złe przeczucia, synku — wyrzuciła z siebie chrapliwe, bolące słowa. — Boję się o nią, boję się o to małżeństwo, boję się o Weronikę…

— Mamo, proszę, nie mów tak! — objął ją mocno i zaprowadził do kuchni. — Usiądź, zrobię ci gorącej herbaty! A potem położysz się spać. Musisz teraz odpocząć. Ja tymczasem zajmę się małą.

Weronika zasnęła, więc Michał zaniósł dziecko do swojego pokoju, położył ją na łóżku obok i wkrótce spali już oboje. Tylko Katarzyna snuła się po domu nieprzytomna ze zmęczenia i strachu, wyglądała z niepokojem przez okno i nasłuchiwała.

Niedługo potem pod ich bramą zatrzymała się taksówka. Katarzyna widziała, jak Natalia z trudem się z niej wydostała, zachwiała pod furtką, jak niepewnym krokiem skierowała się ku drzwiom. Najpierw niezdarnie mocowała się z zamkiem, później, kiedy już weszła do mieszkania, zaplątała się w płaszczach, wiszących na wieszaku. Przyklejona do ściany zastanawiała się nad dalszym kierunkiem. Nagle, na drodze stanęły jej buty, których w żaden sposób nie potrafiła wyminąć. A kiedy udało jej się wreszcie pokonać kolejną przeszkodę, natknęła się na matkę. Oprzytomniała w sekundzie. Lecz Katarzyna nic nie mówiła, tylko patrzyła na córkę tym swoim oskarżycielskim, wszystko mówiącym wzrokiem.

— Mamo! Nie patrz tak na mnie! Co ja ci takiego zrobiłam?

Odpowiedziała jej cisza, która wylewała się zewsząd strumieniami, nieznośna, świdrująca mózg od środka. Matka zeszła jej z drogi, a ona poczłapała do siebie i przez moment miała nawet wyrzuty sumienia. Potem jej myśli zasnuły się mgłą i przybrały rodzaj omamu. Przytłoczone przez ciemne, przygnębiające wizje, poukładały się lękliwie w ciasny kojec i zasnęły.

 

 

 

Z głębokiego snu wyrwało ją gaworzenie dziecka i czuły, ojcowski szept. Zbliżało się południe.

— A ty jeszcze nie śpisz? — spytała patrząc podejrzliwie na męża.

W odpowiedzi uśmiechnął się ciepło swymi łagodnymi oczami, lecz zaraz z czułością cmoknął w stronę rozbawionej córeczki.

— Wiem, co tej nocy przeszłyście. Mama mi powiedziała… śpij kochanie, na pewno jesteś zmęczona. Chętnie cię dziś zastąpię, nawet nie chce mi się specjalnie spać.

— Jesteś pewny? — spytała z niedowierzaniem.

— Wystarczy, że mi to później wynagrodzisz — odparł patrząc na nią wymownie.

— Jasne! — mruknęła ze złością, potem omiotła wzrokiem pokój.

— Trochę tu bałagan, trzeba będzie jakoś to ogarnąć!

— Faktycznie… ale nie martw się. Biorąc pod uwagę fakt, że moja kochana żona nie pasuje do takich przyziemnych zajęć, to chyba będzie lepiej, jak ja to zrobię, prawda? — dodał ironicznie.

— Daj już spokój! — ucięła zniecierpliwiona, otaksowała spojrzeniem jego krępą, silnie umięśnioną sylwetkę ubraną w zbyt obcisłą piżamę i, wzruszając ramionami, powlokła się do łazienki.

 

 

 

Sebastian biegał po pracowni jak opętany. Odkąd dowiedział się, że cała partia bluzek została wycofana ze sprzedaży, szukał byle pretekstu by wszcząć awanturę. — Jak mogłem dać się na to nabrać? — myślał rozgoryczony. — Łudziłem się, że zarobię na przeszyciach? Ale ze mnie idiota! Co takiego nie podobało się temu Niemcowi? Kilka krzywych stębnówek? Co za brednie! Osobiście sprawdzałem każde uderzenie igły! Dziewczyny tak się starały, ślęczały nad tym zleceniem całą noc! Cóż… widocznie coś jednak przeoczyłem… tyle kasy wyrzuconej w błoto! I kogo teraz obciążyć stratami? Przecież nie zabiorę im wypłaty! I tak zarobiły marne grosze… ale z drugiej strony, nie powinno mnie to obchodzić? To w końcu one schrzaniły tę robotę, ktoś musi za to odpowiedzieć!

— Pani Ireno, proszę szyć! Dlaczego wciąż gapi się pani w to cholerne okno?

— Zamyśliłam się, przepraszam… — bąknęła zawstydzona.

— Trzeba pracować, pracować! — mruczał gniewnie. — Musimy nadrobić straty… dobrze, że chociaż te getry schodzą od czasu do czasu…

— Cóż za głupie stworzenie! — wykrzyknął na widok motyla, który dopiero co dostał się do środka i trwożnie trzepocąc skrzydełkami, tłukł się jak ćma po ścianach i szukał otwartej przestrzeni.

Otworzył szerzej okno i wymachując komicznie ramionami, zaczął biegać za nim po szwalni. Kobiety, podnosząc co chwila głowy znad maszyn, rzucały ku sobie porozumiewawcze spojrzenia, raz po raz prychając zduszonym śmiechem. Za chwilę motyl wydostał się na zewnątrz i szczęśliwie zanurkował w ciepłej masie powietrza.

— Akcja zakończona pomyślnie — zawołał do własnych myśli, lecz w tej samej chwili dostrzegł ironiczne spojrzenia pracownic. To jeszcze bardziej go rozwścieczyło. — Ach, tak? Ja wam pokażę! — pomyślał ze złością. Chwycił pierwsze z brzegu getry leżące na ogromnej stercie i przyjrzał się im dokładniej.

— Co to za ścieg?! — wrzasnął, aż pracownice podskoczyły niemal jednocześnie.

— Czyje to jest? Numer pięć? Pani Ola?

Dziewczyna wstała. Niska i krępa. Na jej okrągłej twarzy rozlał się rumieniec zakłopotania.

— Nie zauważyłam… przepraszam, widocznie jakiś pyłek dostał się między talerzyki…

— Nie zauważyłam! Nie zauważyłam! — powtarzał gniewnie przedrzeźniając jej zachowanie. — Ja też kiedyś nie zauważę i nie dam pani wypłaty! Ile razy powtarzałem, żeby codziennie czyścić maszyny i kontrolować ścieg? Poprawić!

Jeszcze kilka razy okrążył szwalnię, jeszcze kilka razy wyłapał jakieś drobne błędy i pokrzyczał, potem bez słowa udał się na górę do swojego biura. Zamknął za sobą drzwi, wstawił wodę na kawę, odpalił papierosa. Rozsiadł się wygodnie w skórzanym fotelu i zaciągnął z lubością miętowym Salemem. Wszystko wokół tryskało nowością, świeżą barwą ścian i mebli. — Gdyby to mógł zobaczyć ojciec… — pomyślał z dumą. — Szczęka by mu opadła i skręciłoby go z zazdrości. Jego biuro w porównaniu z tym, to nędzna komórka na narzędzia!

Z okna roztaczał się widok na pola, po drugiej stronie ulicy. W sąsiedztwie kilka posesji, ale ogólnie okolica cicha i spokojna. Westchnął sennie, przerzucił kilka stron gazety. Już z pierwszych stron krzyczały tytuły: „Przeciwko aborcji!”, „Strajk pielęgniarek!”, „Katastrofa lotnicza w Gdyni!”.

Co za bzdury! Odłożył prasę zniechęcony i nie kończąc kawy, wstał. Postanowił zajrzeć do Wzorcowni. Pani technolog pracowała właśnie nad nowym wzorem. Ciekaw był, co tym razem wymyśliła. Ale wściekł się znów, gdy zastał tam bałagan, a pani Jakubek nie było. Podobno wyszła do sklepu. — Później sobie z nią porozmawiam! — pomyślał wzburzony.

Zadźwięczał telefon.

— Szefie! Szefie! — rozkrzyczały się głosy jeden za drugim.

— Może kiedyś zatrudnię sobie sekretarkę — przyszło mu do głowy, gdy biegł po słuchawkę.

cdn.

1

© Copyright by Anna Stryjewska, 2009


Z TEJ KSIĄŻKI


Możesz zamówić książkę w naszej księgarni lub kupić w siedzibie wydawnictwa

Newsletter

ADS

Polecane książki

KSIĄŻKI `e media`

„Oblężenie”. Zamów tę książkę w naszej księgarni


KSIĄŻKI
GRUPY HELION

[ powrót ] | [ góra ]

Na tej stronie wykorzystujemy ciasteczka (ang. cookies), dzięki którym nasz serwis może działać lepiej. W każdej chwili możesz wyłączyć ten mechanizm w ustawieniach swojej przeglądarki. Korzystanie z naszego serwisu bez zmiany ustawień dotyczących cookies, umieszcza je w pamięci Twojego urządzenia. Więcej informacji na temat plików cookies znajdziesz pod adresem http://wszystkoociasteczkach.pl/ lub w sekcji `Pomoc` w menu przeglądarki internetowej orologi replica.