Internetowa czytelnia dobrym miejscem na Twój debiut literacki

Skocz do treści
Ustawienia kontrasu:

Anna Stryjewska: „Pocałunek morza” — odcinek 9.

W kilka dni po tych smutnych wydarzeniach odwiedziła ją Ewa. Zamknęły się w pokoju i przegadały cały wieczór. Znów stały się sobie bliskie, zwierzyły się sobie z najskrytszych tajemnic. Ewa opowiedziała jej o Robercie, o tym, że planują w przyszłym roku ślub i wyznała swój największy sekret. Patrycja nie mogła uwierzyć własnym uszom. Ewa ,,to” zrobiła, kochała się z chłopakiem. I to niejeden raz! Usłyszała komplementy pod adresem Roberta, że to najwspanialszy kochanek, czuły i delikatny i że było cudownie. Cóż… Każda musi przez to przejść, żeby się o tym osobiście przekonać, a na razie Patrycja nie zamierzała pod tym względem niczego zmieniać. Miała dopiero siedemnaście lat, a żaden dotychczasowy kandydat, nie wydawał jej się wystarczająco odpowiedni. Czyżby szukała “księcia z bajki”? Nie, po prostu nie trafiła na swojego i myślała do tej pory o czymś innym. Opowiedziała jej o ojcu i o jego ostatnim życzeniu.

— Jesteś w stanie mu wybaczyć? — zapytała Ewa. — Ja bym chyba nie umiała — dodała zamyślając się.

— To trudne... Ale przecież wszyscy popełniamy błędy, nie mnie to oceniać...

— Masz rację, tylko nadal uważam, ze postąpił z tobą obrzydliwie! Sam pławił się w luksusach, a ciebie pozbawił podstawowych warunków do życia, nawet nie zatroszczył się o twoje wykształcenie! Przemek studiuje medycynę w Krakowie, Paulina jak skończy liceum, wybiera się na uniwerek, a ty? Nawet ci nie rzucił ochłapów z królewskiego stołu, nie założył jakiejś głupiej książeczki oszczędnościowej!

— Daj spokój, Ewo. To już minęło, tak widocznie musiało być. Nic nie dzieje się bez przyczyny. Pewnie, że mam żal, ale co z tego, co mi to da? Zamiast rozpamiętywać, trzeba iść do przodu i walczyć o swoje miejsce w życiu! Chciałabym być na przykład sławną projektantką mody — roześmiała się i zaczerwieniła jednocześnie.

— Już widzę ciebie rozpychającą się łokciami! — zakpiła Ewa.

— A więc wątpisz we mnie, w swoją przyjaciółkę?

— Ależ skąd, nie wątpię, tylko znam ciebie i wiem, że wybierzesz sobie inny sposób na osiągnięcie sukcesu. Będzie to proces bardziej długotrwały i zapewne męczący, ale w końcu dopniesz swego!

Roześmiały się prawie jednocześnie.

— Tylko pamiętaj! — wtrąciła zaraz Ewa. — Masz być moim świadkiem za rok na ślubie, żeby ci nie przyszło do głowy gdzieś uciekać!

— A dokąd ja bym mogła pójść? — westchnęła Patrycja. — Kto by mnie zechciał?

 

 

Dni mijały coraz szybciej. Zima i kolejna wiosna. W domu wszystko było jak dawniej, tylko babka narzekała głośniej i częściej niż zwykle. Przez te lata powinna się była do tego przyzwyczaić, ale zdarzało się, że jej gderanie doprowadzało ją do granic wytrzymałości. Tereska zaczęła nawet bywać częściej, bo podobno pokłóciła się z koleżanką. Narzeczony też się ulotnił, więc skruszona wróciła do Górek. Na szczęście nie wchodziła już Patrycji w drogę, a nawet czasem prosiła ją o uszycie czegoś wystrzałowego. Zygmunt nie molestował jej już nigdy więcej, ale za to podglądał ją, gdy kąpała się w letniej kuchni. Zwykle wieczorem, gdy wszyscy już spali, a ona miała wreszcie czas dla siebie. Okienko w tej izdebce było małe i zawsze zasłaniała je szczelnie zasłonką, ale nie miała pojęcia, że gdy stanie się po drugiej stronie pod odpowiednim kątem, wszystko widać jak na dłoni. Zorientowała się dopiero po pewnym czasie, ale postanowiła nie wywoływać awantury. Żal jej było Zygmunta, zwłaszcza, że starał się być dla niej miły i dobry. W każdej chwili mogła na niego liczyć, więc udawała, że niczego nie widzi.

Ewa przygotowywała się do ślubu i czasami wpadała, by zasięgnąć rady i poplotkować. Wybrały się nawet kiedyś razem do Kozienic w celu zamówienia sukni ślubnej. Przejrzały sterty czasopism i katalogów, w końcu przyjaciółka zdecydowała się na projekt Patrycji.

Była to dość odważna kreacja. Wąska, z ogromną kokardą z tyłu, przechodzącą w długi tren, uszyta z połyskującego atłasu, połączonego z gipiurą.

Jeśli zaś chodzi o szkołę, nie miała powodów do smutków. Uczyła się dobrze, nawet bardzo dobrze, była lubiana i doceniana przez nauczycieli. Kumplowała się z Agatką, siedziały w jednej ławce i miały ze sobą wiele wspólnego. Ona też wychowywała się bez rodziców, a jej prawnym opiekunem była ciotka.

Agatka była drobną, niewysoką blondynką, z błękitnymi oczami i włosami do pasa. Miała zapewne powodzenie u chłopaków, ale niestety, przyciągała do siebie samych niewłaściwych typów. Jedni albo zdążyli opuścić poprawczak, inni zmierzali właśnie w tym kierunku. Za każdym razem zakochiwała się śmiertelnie poważnie, a potem każde rozczarowanie długo jeszcze opłakiwała. Nic dziwnego, że na naukę nie miała czasu, więc osiągała mierne wyniki i tylko z pomocą Patrycji zdawała do następnej klasy.

Patrycja również podobała się chłopcom, tylko że ona nie interesowała się żadnym. Dopiero kiedy poznała Piotra, jej serce zabiło troszkę mocniej. Natknęli się na siebie przypadkiem, w zatłoczonym autobusie w drodze do szkoły. On ustąpił jej miejsca, a potem już codziennie przychodził po nią po lekcjach i odprowadzał prawie do domu. Mierzył niemal dwa metry, szczupły, z ciemnymi włosami do ramion. Taki typ luzaka — artysty. Uczył się fotografii i nawet kiedyś urządził jej prywatną sesję zdjęciową. Nic szczególnego, ale kiedy jej pokazał odbitki, była zachwycona. Miał niebieskie oczy, a w nich wesołe ogniki. Nigdy nie próbował być nachalny i za każdym razem, gdy namawiał ją do czegoś więcej niż pieszczoty i pocałunki, a ona odmawiała — nie zrażał się i nadal czekał. Kiedyś zaprosił ją na kawę do kawiarni Relaks. Był sobotni, późny wieczór, a przy stolikach dość tłoczno. Paliły się świece, Piotr trzymał ją za rękę i zachwycał się głębią jej spojrzenia. Po raz pierwszy poczuła coś więcej, niż tylko sympatię, zupełnie jakby na plecach kłębiło się wielkie mrowisko.

I nie wiadomo, jakby się wtedy ten wieczór skończył, gdyby wówczas w drzwiach kawiarni nie stanął Przemek, jak zawsze z orszakiem atrakcyjnych dziewcząt. Patrzył na nią tak zuchwale i ironicznie, że zaraz cały czar chwili prysł.

Piotr był dobry, opiekuńczy i szaleńczo w niej zakochany. Miał nawet własne mieszkanie po dziadku w Kozienicach przy ul. Kochanowskiego. Ubierał się oryginalnie, był oczytany, wrażliwy i mądry. Miał tylko jedną wadę: nie był Przemkiem. Nienawidziła siebie za to, ale za każdym razem, gdy zostawała sama, gdy zamykała oczy, widziała przed sobą Przemka. Jego bezczelny uśmiech, a jednocześnie magiczne, zagadkowe spojrzenie, które zatruło jej spokój już od pierwszego niemal razu. Miała wrażenie, że ją prześladuje, że widzi go niemal wszędzie: w kościele, w kawiarni, na wiejskim festynie. Zawsze w towarzystwie pięknych dziewcząt i miejscowych liderów. Zdarzyło się, że przyszedł do szkoły na pokaz jej kolekcji. Skąd wiedział? Nie miała pojęcia. Stał z boku, bił brawa jak szalony, a po zakończeniu uroczystości, gdy czekała na niego za kulisami, on zniknął. Przysłał jedynie kwiaty przez posłańca i liścik, w którym było napisane ,,Byłaś świetna!”. Miała już tego dość! Nienawidziła go za to, siebie też.

 

 

Ślub Ewy odbył się w kościółku w Górkach dokładnie w tydzień po świętach Wielkiej Nocy. Ołtarz tonął jeszcze w kwiatach i nie odpłynęła jeszcze do końca atmosfera niezwykłej podniosłości. Sakramentu udzielał sam proboszcz. Ewa wyglądała prześlicznie, Robert prężył się dumnie w nowiutkim, czarnym smokingu, a niewielki kościółek dosłownie pękał w szwach od przybyłych gości.

Po ceremonii wszyscy wraz z młodymi pojechali do miejscowej remizy strażackiej, w której miało się odbyć prawdziwe, huczne weselisko. Zaproszonych zostało ponad 140 osób. Wynajęto orkiestrę i firmę do filmowania, zabito dwa prosiaki, cielaka, a kucharka z trzema pomocnicami, uwijała się przez trzy doby niemal bez przerwy. Stoły uginały się od wyszukanych potraw, a na widok smakowitych ciast ułożonych w efektowne piramidy, ciekła ślinka. Nadmuchano pół tysiąca balonów, zużyto 100 rolek kolorowej bibuły, ale w końcu Ewa była jedynaczką i jej rodzice stanęli na wysokości zadania.

Po ślubie młodzi mieli zamieszkać u nich, wyremontowano już w tym celu całą górę ich piętrowego domu.

Patrycja zaprosiła na wesele również Piotra. Bawili się doskonale i większość z gości uznała, że tworzą niezwykle dobraną parę. Welonu panny młodej Patrycja nie złapała. Pofrunął rzucony z impetem przez rozbawioną Ewę wprost w ręce Marzeny. Nowa właścicielka tańczyła z nim triumfalnie do samego rana.

 

 

 

Tydzień później, wieczorem, gdy leżała w swoim pokoju i próbowała zasnąć, ktoś zapukał do jej okna. W pierwszej chwili wystraszyła się nie na żarty, potem pomyślała, że to Zygmunt. Pewnie się upił i przyszedł jej powiedzieć coś miłego. Wstała i niechętnie poczłapała w tamtą stronę. Uchyliła skrzydło, ale nikogo nie zauważyła. Dopiero po chwili zza krzaka bzu wyskoczył Przemek.

— Co ty tu robisz? — przywitała go chłodno, choć jej żołądek skurczył się niespodziewanie.

— Niespodzianka, prawda? — odparł z tym swoim samym, szelmowskim uśmiechem na twarzy.

— Idę już spać, jest już późno!

— Jak tak dalej pójdzie, prześpisz resztę swojego życia! — zadrwił. — A szkoda by było…

— Nie twoja sprawa!

— Jasne! A czyja? Przyjechałem właśnie, by cię zabrać z sobą i pokazać jak wygląda prawdziwe życie!

— Nie jestem ciekawa. Przykro mi, ale chce mi się spać!

— Nie? Szkoda. Myślałem, że się ucieszysz, ale skoro tak… Trudno… Jak chcesz…

Wyglądał na obrażonego, zgarbił się, wsadził ręce w kieszenie i nie patrząc już w jej stronę, ruszył w kierunku zaparkowanego we wjeździe samochodu. W tej samej chwili zaczepił czubkiem buta prawdopodobnie o wystający z ziemi korzeń i runął jak długi na ziemię. Parsknęła na ten widok śmiechem.

— I z czego się śmiejesz? Ha, ha, bardzo zabawne! — prychnął obruszony.

— Nigdy nie widziałam jeszcze chłopaka, który by padał przede mną na kolana! — wypaliła. — Ale skoro tak bardzo prosisz, to chyba z tobą pojadę. Potrzebuję dziesięciu minut, by doprowadzić się do ładu. Co ty na to?

— Niech stracę! — zawołał lekko, podnosząc się i otrzepując spodnie — poczekam w aucie!

 

Była już prawie gotowa, jeszcze tylko dyskretny makijaż, lekkie muśnięcie brzoskwiniowym różem, który doskonale pasował do jej śniadej cery. Pociągnęła czarnym tuszem rzęsy, choć równie dobrze mogłaby ich w ogóle nie malować, bo były wystarczająco długie, gęste, a tęczówki oczu wcale nie różniły się od węgla. Ale to było dla niej szalenie ważne wyjście, z nerwów cała drżała i kiedy chciała pomalować błyszczykiem usta, pudełeczko wypadło jej dosłownie z rąk.

— Chyba nieźle… — powiedziała sama do siebie wpatrując się z uznaniem w lustrzaną taflę oprawioną w drzwi starej szafy. Poprawiła czarne, bujne włosy, a na koniec zrobiła kilka głupich min. Ubrała się klasycznie: w spódniczkę mini i czarną bluzkę z dość głębokim dekoltem. Do twarzy jej było w czarnym. Zgasiła światło, zamknęła pokój i na palcach przemknęła pod oknem kuchni, gdzie spała głębokim snem babka.

 

 

Przemek zatrzymał się przed skrzyżowaniem dróg i dokładnie zlustrował sytuację, zanim wjechał na drogę z pierwszeństwem przejazdu. Prowadził bardzo ostrożnie, czym była zaskoczona, bo przecież jego nowiutkie, krwistoczerwone bmw mogło wyciągnąć znacznie więcej.

W środku było przyjemnie, pachniało świeżością, z głośników sączyła się nastrojowa muzyka. Jeszcze nigdy nie jechała takim samochodem i już ten fakt przyprawiał ją o zawrót głowy. A jeśli jeszcze obok siedział taki chłopak, jak Przemek, mogła tylko pomyśleć, że przeniosła się do jakiegoś innego wymiaru, świata z marzeń. Jej zadumę przerwało gwałtowne hamowanie i pisk opon. Przed przednią szybą, w odległości może trzech metrów słaniał się na nogach jakiś człowiek.

— Cholera! Życie panu zbrzydło?! — wydarł się Przemek, gdy wyskoczył z auta i zorientował się, że facet jest pijany.

Mężczyzna poruszył się niezdarnie, podniósł głowę, wpatrując się w niego mętnymi oczami.

— Masz szczęście, że nie jechałem zbyt szybko, inaczej byś już nie żył — dodał gniewnie młody kierowca, ale pomógł się podnieść poszkodowanemu.

— Dobra, dobra, przecież nic się nie stało… — wybełkotał, nie protestując nawet, gdy chłopak wepchnął go na tylnie siedzenie auta.

— Mów pan, gdzie mieszkasz. Podrzucę pana do domu, bo inaczej ktoś inny pana przejedzie!

Twarz przypadkowego pasażera rozlała się głupawym uśmiechem — jedź chłopcze, Orla 23… Nie pożałujesz, dobrze ci zapłacę. Sapnął ciężko, odchylił się do tyłu, aż wreszcie całym ciężarem ciała opadł na oparcie kanapy. Chwilę jeszcze mamrotał coś do siebie, lecz zaraz głośne, urywane chrapanie dało świadectwo tego, że zasnął.

Jakiś czas później zatrzymali się w pobliżu starej, zniszczonej kamienicy. Przemek szturchnął mężczyznę kilka razy :

— Panie, jesteśmy na miejscu! Jest pan w domu! — powtórzył głośniej.

— A, to ty… — bąknął, przyglądając się chłopcu mętnym, zdziwionym wzrokiem, przeniósł spojrzenie na dziewczynę i uśmiechnął się do niej lubieżnie — aleś ty, kurcze, ładniutka! — wymamrotał.

— Dobra! Już dosyć tego! — zdenerwował się Przemek — wysiadaj pan!

— Już, już… Powiedziałem, że zapłacę, to zapłacę, łaski nie potrzebuję, za darmo nie chcę niczego! Zaczął nagle przetrząsać kieszenie, wywracać je i miętosić. Wreszcie uśmiechnął się do siebie zadowolony, wyciągnął rękę, po czym rzucił z dumą:

— Masz i spływaj, nie myśl sobie, że zrobiłeś kurs za darmo, może ja i dziad, ale honorowy!

Przemek uśmiechnął się tylko kwaśno na widok kartki żywnościowej i odepchnął ze wstrętem jego dłoń.

— Nie, dziękuję, może innym razem!

— No bierz, powiedziałem ci, bierz! — spienił się mężczyzna.

— Wyłaź pan i nie zawracaj mi głowy! — zawołał zniecierpliwiony.

— Patrzcie, jaki honorowy! — wymamrotał wyraźnie obruszony.

Gdy tylko odsunął się od auta na bezpieczną odległość, chłopak nacisnął pedał gazu i odjechali.

— Ale świr! — rzucił po chwili, ale odetchnął z ulgą, że pozbył się kłopotu.

Miasteczko wydawało się uśpione, tylko małe punkciki świateł, pnące się wysoko ku górze, świadczyły o pulsującym gdzieniegdzie życiu. Neon na dachu domu handlowego, świecił tylko połową liter, zaś inny, reklamujący sklep rybny, pogubił ogon i płetwy.

— Paulina też tam będzie? — spytała po długiej chwili milczenia.

Spojrzał znacząco w jej stronę.

— Co, obawiasz się spotkania z nią? Znajomi mówili, że nie przepadałyście za sobą…

— Ja nigdy nie zamierzałam z nią zadzierać! — burknęła niechętnie.

— Paulina jest bardzo dziwną dziewczyną… — zaczął niespodziewanie — ma bardzo trudny, buntowniczy charakter, jest uparta. Nie rozumiemy się wcale. Od dawna chodzi własnymi drogami, a ostatnio zafascynował ją metal. Zaczęła nosić czarną skórę ponabijaną ćwiekami, włóczy się z podejrzanym typem, a jej fryzura przypomina upierzenie papugi. Zupełnie zwariowała! Ja już nie potrafię z nią rozmawiać, matka też nie…

Zahamował gwałtownie.

— O mały włos bym przejechał cel naszej wyprawy! Tak się rozgadałem!

Wjechał na podjazd pewnej oświetlonej posiadłości i wyłączył silnik.

Odwrócił się w jej stronę i zajrzał głęboko w oczy. Była w tym spojrzeniu jakaś magiczna siła, która ją wcisnęła w fotel i trzymała żelaznym, kurczowym uściskiem.

Nie drgnęła nawet, gdy chwycił jej rękę i przysunął do swoich warg. Chciał coś chyba powiedzieć, ale nie zdążył, bo w szybę zapukała jakaś ładna dziewczyna i zaszczebiotała radośnie:

— No nareszcie, wszyscy już czekają!

A kiedy Przemek wyszedł z samochodu, nie zważając na obecność Patrycji, rzuciła mu się spontanicznie na szyję.

— Tak się cieszę, że jesteś! — szepnęła głosem wypełnionym tęsknotą i zasypała go pocałunkami.

Zmieszał się wyraźnie, a potem delikatnie odsunął ją od siebie.

— Poznajcie się, to jest Patrycja, o której ci tyle opowiadałem…

— Jasne! — wysoka blondynka wyciągnęła dłoń w stronę oszołomionej dziewczyny i wymieniły uściski.

— Renata, cieszę się, że Przemek postanowił w końcu przedstawić wszystkim swoją siostrę! — dodała rozbawiona.

Już w tej chwili żałowała, że zdecydowała się na przyjazd tutaj, ale na odwrót było już za późno. Pozostało jej jedynie robić dobrą minę i udawać, że świetnie się bawi.

Dom, do którego weszli, był luksusowy, jak wszystko, co otaczało Zielińskiego. Znaleźli się w ogromnym, stylowo urządzonym salonie, gdzie przy głośnej muzyce bawiła się jego grupa znajomych. Tak naprawdę nikt nie zauważył, kiedy weszli. Nie dość, że panował tu półmrok, to jeszcze wszędzie unosił się papierosowy dym. Przy kominku toczyła się jakaś zażarta dyskusja, kilka osób popijało drinki w wysokich szklankach, jakaś para obściskiwała się na kanapie, jeszcze inna bujała się w rytm muzyki Lombardu. Przemek witał swoich znajomych, przedstawiał ją im i nie odstępował na krok. Problem w tym, że jego na krok nie odstępowała Renata. I kiedy Budka Suflera zagrała “Jolkę”, wyciągnęła go na środek parkietu. Patrycja stała z boku, próbując odnaleźć się w tej sytuacji, ale zdawała sobie sprawę z tego, że musi mieć nietęgą minę.

— Hej! Zatańczysz ze mną? — Przed nią wyrósł niewysoki, ale dobrze zbudowany chłopak i zaświecił białymi zębami.

Pomyślała, że oto nadeszło jej wybawienie i za chwilę kołysała się w jego ramionach. Utwór skończył się, ale zaraz zagrał Maanam, potem Rezerwat, Bajm, Lady Pank i inni. Wojtek nie chciał słyszeć, że jego nowa znajoma nie chce tańczyć, a ona nie protestowała widząc Przemka nadal w objęciach Renaty. Potem nalał jej drinka, a ona znów nie odmówiła.

cdn.

1

© Copyright by Anna Stryjewska, 2009


Newsletter

ADS

Polecane książki

KSIĄŻKI `e media`

„Notatnik z wyspy”. Zamów tę książkę w naszej księgarni


KSIĄŻKI
GRUPY HELION

[ powrót ] | [ góra ]

Na tej stronie wykorzystujemy ciasteczka (ang. cookies), dzięki którym nasz serwis może działać lepiej. W każdej chwili możesz wyłączyć ten mechanizm w ustawieniach swojej przeglądarki. Korzystanie z naszego serwisu bez zmiany ustawień dotyczących cookies, umieszcza je w pamięci Twojego urządzenia. Więcej informacji na temat plików cookies znajdziesz pod adresem http://wszystkoociasteczkach.pl/ lub w sekcji `Pomoc` w menu przeglądarki internetowej orologi replica.